Weekend majowy w górach? Zobacz "Gwiezdne Bieszczady" w najciemniejszym miejscu w Polsce. 5 dni to idealny czas na wyjazd w góry — pogoda powinna sprzyjać, a nie zastaniemy tam zbyt wielu turystów. Idealnym miejscem, w którym na pewno się wyciszymy, jest Park Gwiezdnego Nieba w Bieszczadach.
Bieszczady jawią się wielu z nas jako bardzo spokojne, oderwane od rzeczywistości i cywilizacji miejsce, gdzie można uciec od zgiełku i cieszyć się wolnym czasem. Rzeczywiście osoby, które podróżowały po Bieszczadach, chwalą sobie ich ciszę i fakt, że w nich naprawdę można odpocząć. Wiele osób zakochało się w nich bez reszty. Hasło: Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady jest więc doskonałe na wakacje! Każdy z nas po intensywnej pracy potrzebuje porządnego odpoczynku. Dlatego też poszukując miejsca urlopowego, często oczekujemy miejsca cichego, pełnego spokoju, który pozwoli nam zapomnieć o codziennych stresach i prawdziwie naładować baterie. Z pewnością w takim przypadku warto rozważyć południe Polski. W te wakacje rzuć wszystko i jedź w Bieszczady! To doskonałe miejsce dla miłośników natury i nie tylko. Co warto zobaczyć? Połoniny Wędrowanie po połoninach z pewnością pozwoli się wyciszyć, a dodatkowo przyglądać się wspaniałej przyrodzie. Czym są połoniny? To murawy alpejskie i subalpejskie, które wykształciły się ponad górną granicą lasu. W Bieszczadach w wielu przypadkach sztucznie je poszerzano. Co to oznacza? Obniżano górną granicę lasu w okresie powojennym. Widoki na połoninach są niesamowite i z całą pewnością można się nimi zachwycić. Nie tylko panorama zapiera dech w piersiach, same murawy prezentują się nadzwyczajnie, są dodatkowo bardzo malownicze i właściwie o każdej porze roku, choć ich wygląd się różni, wyglądają zjawiskowo. Połonin w Bieszczadach jest sporo: Bukowe Berdo, Kopa Bukowska, Halicz, Rawki czy Szeroki Wierch, jednak dwie z nich są zdecydowanie najbardziej popularne i są do Połoniny Caryńska i Wetlińska. O nich powiemy nieco więcej. Pierwsza z wymienionych znajduje się między Ustrzykami Górnymi i Berehami Górnymi. Graniczy z Działem od południa i Magurą Stuposiańską od północy. Kiedyś Magurę z połoniną dzieliła wieś Caryńskie, która dzisiaj już nie istnieje, a od której pochodzi nazwa połoniny. Grzbiet tworzony przez Połoninę Caryńską ma niecałe 5 kilometrów, posiada 4 kulminacje na wysokości: 1148 m, 1239 m, 1245 m oraz najwyższy Kruhly Wierch na wysokości 1297 metrów. Z kolei Połonina Wetlińska jest jedną z najpopularniejszych w Bieszczadach. Jest to grzbiet górski, który ciągnie się od Smreka, znajdującego się na wysokości 1222 m, przez Przełęcz Orłowicza do Doliny Prowczy. Ta ostatnia oddziela Połoninę Wetlińską od Caryńskiej. Smrek to niejedyna kulminacja połoniny, oprócz niej wyróżniamy jeszcze kulminacje takie jak: 1255 m - Roh 1253 m - Osadzki Wierch 1228 m - Hasiakowa Skała 1187 m - Hnatowe Berdo 1108 m - Szare Berdo. Połonina Wetlińska jest tak popularna, ponieważ rozległa panorama się z niej rozpościerająca zapiera dech w piersiach. Widoki są niesamowite i przyciągają turystów. Muzeum Historyczne w Sanoku Nie samymi górami i połoninami człowiek żyje. Wielu z nas ceni sobie także obcowanie ze sztuką podczas letnich wycieczek. Wówczas chętnie oglądamy ciekawe muzea. Bieszczady również nas nie zawiodą w tym przypadku. W Muzeum Historycznym w Sanoku znajdują się bowiem dwie niezwykłe wystawy - ikon i obrazów Zdzisława Beksińskiego. Przyjmuje się, że kolekcja ikon znajdujących się w Sanoku, jest jedną z najpiękniejszych w Europie. Obejmuje ikony, które powstały od XV do XIX wieku, choć niektóre badania mówią, że pewne ikony są jeszcze starsze. Wystawa znajduje się w sanockim zamku. W miejscu tym podziwiać możemy również ikonostas, czyli ścianę ozdobną, na której wiszą ikony, oraz różnego rodzaju sprzęty liturgiczne. Nie ma w tym więc nic dziwnego, że miejsce to przyciąga turystów swoim niezwykłym klimatem. Co ciekawe, muzeum posiada również kolekcję dzieł Zdzisława Beksińskiego. Wiesław Banach - dyrektor muzeum, przyjaźnił się z artystą, w związku z tym został jego spadkobiercą. Już wcześniej, w latach 60. w muzeum pojawiały się prace Beksińskiego. Po pewnym czasie sam Beksiński odkładał obrazy, które miały trafić właśnie do tego muzeum. Trzeba więc przyznać, że obie wystawy, choć o bardzo odmiennym charakterze, są niezwykle ciekawe i warto się z nimi zapoznać. Jeziorka Duszatyńskie W Bieszczadach nie znajdziemy zbyt wielu jezior. Jeśli jednak ktoś chciałby jakieś zobaczyć, będzie miał taką możliwość. Wystarczy na wakacyjnej mapie zaznaczyć Jeziorka Duszatyńskie. Znajdują się one na czerwonym szlaku, na odcinku z Komańczy na Chryszczatą. Powstały one na warstwach łupków po długo trwających opadach. Początkowo powstały 3 jeziora, jednak jedno zostało osuszone, w celu sprawniejszego łowienia ryb na pozostałych. Klasztor sióstr Nazaretanek w Komańczy Także wielbiciele budowli sakralnych znajdą w Bieszczadach coś dla siebie. Warto zwiedzić Klasztor sióstr Nazaretanek, który mieści się w Komańczy. Obiekt powstał w 1929 roku. Początkowo był to pensjonat, zaprojektowany przez inżyniera Nadziakiewicza w stylu szwajcarskim. Budowę zakończono w 1931 roku. Miał być to dom wypoczynkowy dla Nazaretanek, ale w sierpniu wspomnianego roku wprowadziły się one do niego na stałe. Co ciekawe, od 29 października 1955 r. do 28 października 1956 r. w klasztorze przebywał Prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński, kiedy był internowany przez władze PRL. Wydarzenie to upamiętniono, w klasztorze znajduje się Izba Pamięci Kardynała, gdzie można obejrzeć pamiątki z jego pobytu. Poza tym można przejść się dróżką prymasa, którą często chodził on na spacery.
Atak niedźwiedzia na człowieka w powiecie bieszczadzkim! [AKTULIZACJA 2] W niedzielny wczesny wieczór 12 listopada doszło do ataku niedźwiedzia na człowieka w okolicach Hulskiego w powiecie bieszczadzkim. 12.11.2023. Kilka fotek z krótkiego wypadu Natalii i Rafała (Static Studio) w magiczne Bieszczady. Polecamy właśnie teraz rzucićRzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady – z pewnością niejedna osoba słyszała ten słynny cytat. Aby jednak poczuć prawdziwy klimat i dzikość tego regionu Polski, należy szeroki łukiem omijać to, co jest popularne i przyjemne dla turysty. Wiąże się to między innymi z popularnym nocowaniem w domkach bądź też apartamentach, przy czym doskonałą opcją będzie wyjazd w Bieszczady kamperem. Aby przeżyć niezapomnianą przygodę w Bieszczadach, należy nieco z nimi poobcować. Najlepiej w tym przypadku sprawdza się kamper, którym można zaparkować w wyznaczonym do tego miejscu lub też zaryzykować i parkować nim w miejscach niekoniecznie oznaczonych. Wiąże się to zawsze z niesamowitymi doznaniami, zaś obcowanie z naturą oraz brak multimediów takich jak telewizja, Internet sprawia, że człowiek naprawdę wypoczywa. Dla osób poszukujących tego typu odpoczynku i przygód Bieszczady mają do zaoferowania wiele miejsc. Poniżej lista dziesięciu najlepszych. (poniższą listę konsultowaliśmy z Panem Arkiem ze SpeedCamp 1. Dzikie połoniny Ustrzyki Górne- od tego miejsca warto rozpocząć swoją przygodę. Miejscowość ta, mimo że jest niewielka, to jednak posiada ogromne możliwości, z których kempingowcy będą zadowoleni. Najchętniej wybieranym miejscem postojowym jest ośrodek PTTK oraz parking niedaleko czerwonego szlaku, który prowadzi na najwyższy szczyt Bieszczad. Miejsce to przyciąga turystów, a żeby zwiedzić Połoninę Wetlińską, Połoninę Caryńską, Tarnicę, Smerek oraz Halicz, potrzeba nie tylko wytrwałości, ale również sporej ilości wolnego czasu. 2. Solina i Polańczyk Pospolitym oraz powszechnie znanym miejscem jest Solina i Polańczyk. Mimo zgiełku oraz coraz częściej pojawiającej się tam komercji, jest to punkt obowiązkowy. W miejscowościach tych istnieją setki miejsc do postoju kamperem, jednak do najlepszych z nich należy między innymi punkt widokowy w Polańczyku, który umiejscowiony jest wzdłuż drogi na tzw. cypel. Atrakcje z których można skorzystać w tym regionie to wejście do wnętrza największej w Polsce zapory wodnej, zwiedzanie zabytkowych sanktuariów oraz zdobywanie mnogo rozlokowanych w tym rejonie punktów widokowych. Ponadto biwakowanie oraz plażowanie, a także liczne spacery wzdłuż jeziora solińskiego. 3. Park Gwiezdnego Nieba Bieszczady to nie tylko jeden z najbardziej dzikich regionów w Polsce, ale również- dzięki dbałości o ekosystem oraz nałożenie specjalnej ochrony przed sztucznym światłem- stało się idealnym miejscem, w którym można podziwiać gwiazdy. Noc pod gwiazdami nabiera w tym miejscu nowego znaczenia, dlatego kamper sprawdzi się w tym przypadku idealnie. Na gwieździste niebo można spojrzeć gołym okiem, jednak by pokaz stał się bardziej atrakcyjny, koniecznie należy odwiedzić Park Gwiezdnego Nieba „Bieszczady”. Jest to jedyne w swoim rodzaju miejsce w Europie, w którym to można swobodnie „podróżować” przy pomocy teleskopu po mlecznej drodze. 4. Drezyny rowerowe oraz Stary Browar Uherce Mineralne to miejsce, w którym kempingowcy znajdą zarówno coś dla siebie, jak i swoich pociech. Najmłodsi niewątpliwie pokochają podróż rowerowymi drezynami. Wspólna wycieczka po mało uczęszczanych trasach to dobrze wykorzystany wolny czas. Podczas podróży można poobcować z naturą, ale również poznać lokalne tradycje i historię regionu. Dla wzmocnienia wrażeń, organizatorzy przygotowali inscenizację, podczas której aktorzy napadają na przejeżdżających turystów. Zwieńczeniem wycieczki powinien być browar Ursa Major, który słynie z wyjątkowo smacznego piwa kraftowego. 5. Rzeka San Przemierzając Bieszczady można poruszać się wzdłuż rzeki San. Kempingowcy uwielbiają spędzać tam noclegi przy ognisku, dlatego też co kawałek zostały przetarte szlaki w taki sposób, by można było zaparkować zaraz przy brzegu. 6. Skansen w Sanoku Jeden z największych skansenów w Polsce. To miejsce, w którym można poznać folklor Podkarpacia a także jego architekturę i budownictwo od XVII do XX wieku. Przed wejściem do skansenu warto się odpowiednio przygotować, ponieważ przeprawa po kilkudziesięciu hektarowym placu trwa niekiedy cały dzień. W miejscu tym można zwiedzić ponad sto obiektów historycznych. Uroczo prezentuje się miasteczko galicyjskie, które jest poniekąd współczesnym wehikułem czasu. 7. Park miniatur obiektów sakralnych Młoda atrakcja, która powstała w 2007 roku, zawiera ponad sto czterdzieści modeli budowli sakralnych. Są to świątynie znane w całej Polsce południowo-wschodniej. Modele zbudowano w skali 1:25 i są wiernie zachowaną kopią oryginalnych budowli. 8. Zagroda Żubrów Żubry w Bieszczadach- niegdyś coś normalnego i pospolitego, dziś niestety rzadkie. Zagroda w Mucznem prowadzi żywą ekspozycję tych stworzeń w ich naturalnym środowisku. Zagroda posiada około 7 ha powierzchni i pozwala bez zakłócania spokoju Żubrów podziwiać je za pomocą specjalnie do tego wyznaczonych ścieżek. Zwiedzanie zagrody odbywa się bezpłatnie. 9. Lądowisko Bezmiechowa A gdyby tak spojrzeć na Bieszczady z góry? W tym celu warto wybrać się na Lądowisko Bezmiechowa, które jest oddalone od Leska około 8 kilometrów. Jest to jedno z najstarszych szybowisk w Polsce. Ośrodek został wybudowany dzięki staraniom Politechniki Lwowskiej. Miał on na celu doskonalenie umiejętności pilotażu samolotów u studentów. Aktualnie lądowisko kształci uczniów Politechniki Rzeszowskiej, zaś w wolnych chwilach- wspólnie z turystami- umożliwia podziwianie rozległych połonin bieszczadzkich z lotu ptaka. 10. Sine Wiry Rezerwat ulokowany jest na styku trzech gmin- Cisnej, Soliny oraz Czarnej. Obszar ten, to głównie siedmiokilometrowy fragment doliny Wetliny i Solinki. Można tu spotkać nieznaną w innych zakątkach Polski roślinność, a także niespotykaną rzeźbę terenu. Miejsce to jest często odwiedzane przez turystów w celu wyciszenia się- dzięki wyjątkowemu urokowi nadaje się ono do długich spacerów dla całej rodziny.
Atrakcje Bieszczady: Co z największą w Polsce zaporą wodą? Wciąż pozostaje otwarta. Zapora wodna w Solinie to największa tego typu budowla w Polsce - ma aż 82 m wysokości i 664 m długości. To właśnie ona już od dawna stanowi punkt obowiązkowy na turystycznej mapie Bieszczad.
Rzuć wszystko i wyjedź w filmowe Bieszczady! 13:32Przed nami trzecia edycja Podkarpackiego Szlaku Filmowego. Tym razem w dniach 24-30 lipca organizatorzy zapraszają w Bieszczady. Zaplanowali siedem dni filmowych atrakcji w najbardziej klimatycznych miejscach tego regionu. Już od lat 50-tych XX wieku filmowcy zakochiwali się w Bieszczadach. W dzikich plenerach tego regionu powstały takie produkcje jak „Rancho Texas” Wadima Berestowskiego (1958) – pierwszy […]Więcej w serwisie ›
Oryginalna ceramiczna zawieszka strzałka Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady autorstwa Galerii Stare Kino w Lutowiskach. Zawieszka wyrabiana ręcznie z materiałów najwyższej jakości, następnie wypalana w piecu w temp. 1250 st. C, a na końcu szkliwiona. Zawieszka nie zawiera szkodliwych substancji chemicznych. Zawieszka Rzuć wszystko i jedź w Bieszczady to bestseller 2019 i 2020 Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Jak często słyszę to – kultowe już – hasło. Najczęściej powtarza je chyba mój szef, który (zgaduję) nigdy Bieszczadów na oczy nie widział… A więc i ja dałam się skusić i (bardzo spontanicznie!) zdecydowałam (w zasadzie zdecydowałyśmy z koleżanką) o wypadzie w Bieszczady. Tym razem był to bardzo krótki wypad poprzedzony szybkim zwiedzaniem Lublina (to dziwne, że mając tak wielu znajomych z tego miasta, byłam tam pierwszy raz w życiu!). Górski krajobraz ukazał nam się już w połowie drogi z Lublina w stronę wsi Nasiczne (nieopodal szczytu Dwernik-Kamień, 1004 Ponieważ dotarłyśmy tam względnie późno (spacer po górach o po 23:00 niewątpliwie może być gratką dla osób bardziej zaznajomionych z górami, ale ja się do tej kategorii nie poczuwam) przygotowałyśmy plan na następny dzień i… dobranoc! Informacje praktyczne: Co zabrać na górską wędrówkę? warto zainwestować w buty trekkingowe za kostkę, z dobrą, nie ślizgającą się podeszwą – to ważne zwłaszcza w przypadku nieprzewidzianych deszczów! ponieważ pogoda lubi płatać figle – dobrze jest mieć ze sobą kapelusz, który uchroni naszą głowę przed słońcem, ale trzeba też pamiętać o zabraniu lekkiej kurtki przeciwdeszczowej lub sztormiaka, nie chcemy wędrować mokrzy. należy mieć ze sobą gotówkę, gdyż za wejście na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego płaci się kilka – kilkanaście złotych (w zależności od wieku oraz ilczby możliwych wejść). Nasze bilety (studenckie) kosztowały 6 złotych. przyda się mapa (koniecznie analogowa, w końcu jedziemy odciąć się od świata, w góry, gdzie jeśli jest zasięg, to na pewno Ukraiński!) z zaznaczonymi szlakami turystycznymi. Taka mapa nie jest droga a pozwoli nam ze spokojem przemierzać górskie szlaki (często zawiera też informację o czasie i długości przemierzanej trasy, zmianach wysokości oraz ciekawych miejscach w pobliżu) aparat jest koniecznym gadżetem podczas takiej wędrówki, co prawda widoki są niezapomniane, warto je jednak uwiecznić i móc pochwalić się znajomym (lub zmienić domyślną tapetę naszego komputera na taką naszego autorstwa 😉 ) kije do nordic walking (lub w tańszej wersji – prosty, wytrzymały i odpowiednio długi drewniany kij) przydadzą się podczas górskiej wędrówki. Poprawnie używane pomagają nam wspinać się i wędrować odciążając przy tym nasze nogi (podobno w około 30%). Ponadto, wspierają nas na nierównym terenie i pomagają zachować równowagę, tam gdzie jest to naprawdę trudne. Wtorek nie przywitał nas radosnym, rozlewającym się słońcem. Ale to dobrze – Połonina Wetlińska, którą miałyśmy zamiar przespacerować nie jest szczególnie zalesiona, nie można też mówić o cieniu; upał i słońce byłyby więc niewskazane. 🙂 Trasa (być może) dla wielu nie stanowi wyczynu. Nie szłyśmy jednak po wyczyn. Dla mnie spacer po górach przypominał o moim wcześniejszym pobycie w Nasicznem i wielu perypetiach z tym związanych, ponadto dał też możliwość odizolowania się od zewnętrznego świata i telefonów (choć nie mogę powiedzieć, że w pełni odcięłyśmy się od internetu, gdyż fotka na fejsa poszła 😉 ). Punkt startowy – sklepik w Wetlinie. Siedząc tam kilka dłuższych chwil i przygotowując kanapki, miałyśmy okazję spotkać naprawdę ciekawe osobistości. Byli panowie, którzy z wypchanymi plecakami i namiotami śmigali zdobywać kolejne trasy, był pan, który nagabywał wszystkich wolnostojących wędrowców i raczył ich swoimi opowieściami, wreszcie były też kobiety, czy nawet całe rodziny. Wszystkich łączył jeden cel – ruszyć żółtym szlakiem i okiełznać Połoninę Wetlińską. Oni też pewnie rzucili wszystko i wyjechali w Bieszczady. Nieco ponad godzinę drogi od rozpoczęcia żółtego szlaku w Wetlinie docieramy do Przełęczy Orłowicza. Czas na zdjęcia, odpoczynek. Stamtąd mamy co najmniej dwie możliwości – kierować się w stronę drugiego końca Połoniny lub ruszyć w kierunku Smerka (szczytu dostępnego dla turystów). Do Smerka tylko 20 minut – idziemy! A do przełęczy jeszcze wrócimy! Smerek (czasem nazywany też Wysoką) ma 1222 m wysokości. Na części udostępnionej turystom znajduje się żelazny krzyż, ustawiony w miejscu, gdzie niegdyś piorun zabił turystę. Wracamy na Przełęcz i kierujemy się w stronę schroniska Chatka Puchatka. Wg oznaczeń na szlaku – droga nie powinna nam zająć zbyt dużo czasu – podobno około dwie i pół godziny, trzeba jednak doliczyć nasze wszystkie postoje na fotografowanie widoków (oraz te dłuższe, na odpoczywanie i podsypianie na szlaku 😉 ). Chatka jest schroniskiem, które stoi “na drugim końcu” Połoniny Wetlińskiej. Nie ma prądu, ani wody, nie jest jakoś specjalnie ogrzewane. Biorąc jednak pod uwagę, że w połowie drogi do schroniska złapał nas deszcz i nieszczególnie suche dotarłyśmy na miejsce – muszę przyznać, że Chatka spełniła się świetnie w roli Dachu nad Głową 🙂 Deszcz trzeba było przeczekać. Czekałyśmy my i wielu innych turystów (wędrowców?), którzy schronili w Chatce. W schronisku usłyszałyśmy, że w niekrótkim czasie ma rozpętać się burza – dlatego podjęłyśmy decyzję o szybkiej ewakuacji i zrezygnowałyśmy z planów wydłużenia zejścia o wędrówkę czarnym szlakiem. Bieszczady po deszczu niesamowicie pięknie się prezentują – woda zaczyna dosyć szybko parować (mimo deszczu, ogólnie jest jednak ciepło) tworząc fantastyczne obrazy i widoki! Po drodze miałyśmy również okazję przyjrzeć się efektowi niebanalnej współpracy Polsko – Szwajcarskiej: toalecie ekologicznej! Dalej mijamy również dwa ważne miejsca – kamienie upamiętniające Jerzego Harasymowicza (tego poetę, który dużo o Bieszczadach pisał) oraz kamień – wspomnienie tych, którzy w górach zginęli i tych, którzy niosą pomoc – członkom GOPRu. Zejście z Połoniny kończy się w Brzegach Górnych (chyba, że tu zaczynamy, wtedy jest spora szansa, że wylądujemy w Wetlinie 😉 ). Ze względu na burzliwe prognozy pogody oraz niewczesną porę – zakończyłyśmy naszą wędrówkę tutaj, nie próbowałyśmy nawet zdobywać drugiej, sąsiadującej z Wetlińską, Połoniny Caryńskiej. Szybki powrót do Wetliny zawdzięczamy miłemu Panu, który sam dopiero co dotarł do Brzegów i jechał właśnie odebrać z Wetliny swoją rodzinę. I wiecie co? Nie należy wierzyć prognozom pogody. One się nie sprawdzają, a temperatura i słońce, które uraczyły nas tamtego wieczora, w pełni zniwelowały niesmak po niedawnym deszczu! A ze względu na to, że wyjazd nam się udał – obie świetnie się bawiłyśmy, miałyśmy czas dla siebie samych – własnych przemyśleń, rozkmin, ciszy; ale też dla siebie nawzajem – już dziś ustanowiłyśmy, że był to nasz I Doroczny Zjazd Bieszczadzki! Zobaczymy, czy za rok uda nam się również rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady? Lubimy z mężem podróżować i wykorzystujemy każdą okazję, żeby zakosztować tego niezwykłego smaku „bycia w drodze”. Długi weekend czerwcowy przypadający w okresie Bożego Ciała postanowiliśmy spędzić w najbardziej odległym punkcie Polski (patrząc z perspektywy naszego miejsca Przejdź do zawartości na Facebooku na YouTubie O mnie Spis treści Jak znaleźć pomysł na biznesBadanie rynku i testowanie pomysłu na biznesZakładanie firmy i formalnościSkąd wziąć klientów? Marketing i sztuka sprzedażyProwadzenie małej firmy. Wszystko z praktykiFinanse. Co zrobić, żeby zarabiać?Berrolia, czyli o mojej firmieMoje konto Mam dla Ciebie pomysł na biznes. Rzuć wszystko w cholerę i wyjedź w Bieszczady Mam dla Ciebie pomysł na biznes. Rzuć wszystko w cholerę i wyjedź w Bieszczady Za oknem upał. Niejeden z nas chciałby zostawić to biurko, biuro, i jeszcze tego całego szefa – i wyjechać w Bieszczady. Zbierać jagody, piec chleb i galopować na koniu. Oczywiście, zarabiając przy tym na godne i uczciwe życie. Chcesz? Nie dziwię się. Wiele osób już to zrobiło przed tobą. Niektórzy wrócili z podkulonym ogonem. Inni zostali i radzą sobie bardzo dobrze. Wiodą doskonałe życie w najczystszym zakątku Polski. A jeszcze inni zostali, ale się sfrustrowali i opowiadają wszystkim dookoła, jak to w Bieszczadach ciężko. Czym różnią się ci ludzie od siebie? Co powoduje, że jednym wychodzi, a innym nie? I co zrobić, żeby akurat tobie wyszło? Małe wyjaśnienie: w tytule są Bieszczady, ale artykuł dotyczy oczywiście wszystkich ładnych, spokojnych i zielonych miejsc. Wszystkich tych, które tak dobrze wyglądają z perspektywy biurka w korpo, sklepu w galerii handlowej albo okienka w urzędzie. A teraz pora na najważniejsze pytanie: jaki biznes możesz prowadzić w przysłowiowych Bieszczadach? Co tam można robić, żeby się utrzymać? Podejdźmy do sprawy biznesowo. Pomysł na biznes: Agroturystyka Z moich obserwacji wynika, że 80% tych, którzy kiedyś postanowili rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady na końcu i tak prowadzi agroturystykę. Tu jest chyba największa szansa na sukces biznesowy. Ja na pewno, gdybym już jechał w te Bieszczady, postawiłbym na ten rodzaj działalności. Znam w górach sporo ludzi, którzy właśnie w ten sposób oderwali się od miasta. Między innymi jakiś czas temu poznałem Marcina. Był informatykiem w prawdziwej korporacji, w prawdziwej Warszawie. Koło swoich trzydziestych urodzin postanowił, że chce robić w życiu coś innego, coś fajniejszego. Podczas wakacji dogadał się z dzierżawcą jednego ze schronisk, że przyjedzie na początek pracować w kuchni. Potem okazało się, że robił też wszystko inne, od zmywania, przez sprzątanie schroniska po łatanie cieknącego dachu. Przepracował tak dwa sezony, zanim zdecydował się kupić dom. Taki, który w sam raz nadawał się na agroturystykę z widokiem na połoniny. Chociaż Marcin w Warszawie zarabiał sporo, odłożone pieniądze z trudem starczyły na zakup domu w dość kiepskim stanie. Drugie tyle musiał pożyczyć na remont i doprowadzenie obiektu do jakiego-takiego standardu. Agroturystyka Marcina już od dwóch lat działa i ma się dobrze. Jako pomysł na biznes sprawdziła się doskonale. Jako pomysł na dzikie życie – już trochę mniej, bo Marcin i tak pół dnia spędza w internecie, żeby zadbać o odpowiedni marketing, ogarnąć finanse i zamówić wszystko, co jest potrzebne w Bieszczadach. Ofertę noclegów uzupełnia wypożyczaniem rowerów, spływami i gastronomią. Zapytany, mówi, że miał dużo szczęścia. Szczęścia, że udało mu się połączyć kilka rzeczy. Miał odłożone całkiem spore pieniądze na początek. Bez tego nawet nie udałoby mu się zacząć. Praca w schronisku, którą w pewnym momencie przeklinał, pozwoliła mu się nauczyć hotelowego fachu. Bo, jak mówi, to nie jest tak, że bierzesz dowolny budynek, wieszasz tabliczkę „wolne pokoje” i już płynie kasa. Trzeba wiedzieć, czego ludzie potrzebują, co będzie atrakcyjne dla rodziny z dziećmi, a co jest niezbędne, żeby w martwym sezonie przyciągnąć zielone szkoły. Ma umiejętności informatyczne i marketingowe. Jak sam mówi, prawie wszystkich nowych gości ma z internetu. Bez dobrego ogarnięcia mediów społecznościowych, Google Maps i reklam prowadzenie takiej działalności jest teraz praktycznie niemożliwe. Żona Marcina, wraz z kilkoma osobami do pomocy, ogarnia kuchnię. Doświadczenia wielu osób pokazują, że bez tego raczej trudno jest prowadzić zyskowny biznes. Więc jeżeli masz pomysł, żeby pojechać prowadzić agroturystykę, masz spore szanse. Zwłaszcza, jeżeli ogarniasz internety, bo takich jak Marcin ciągle jest niewielu. Nadal większość agroturystyk ogranicza marketing do wrzucenia ogłoszenia na OLX. Ale, o ile nie pracowałeś wcześniej w hotelu albo restauracji, warto się zatrudnić na jakiś czas w takim miejscu, najlepiej już w Bieszczadach. Poznasz ludzi i zobaczysz w praktyce, co jest ważne w takim biznesie. Czy taka praca ma jakieś minusy? Kilka ma na pewno. Raczej nie wyjedziesz na wakacje między kwietniem i wrześniem. Wtedy jest sezon i wtedy masz możliwość odłożenia pieniędzy na resztę roku. Najintensywniej pracujesz w weekendy, bo wtedy inni wypoczywają. To raczej nie jest zajęcie dla osób, które nie bardzo lubią ludzi. Turyści najchętniej wracają w miejsca, gdzie czują się gościnnie przyjęci i gdzie przynajmniej na jakiś czas stają się częścią twojej rodziny. Gastronomia Alternatywą dla agroturystyki jest gastronomia. Jeżeli możesz sobie pozwolić na dużą inwestycję, może to być restauracja. Ale może też być bar, a i moda na food trucki jeszcze nie przeminęła w różnych zakątkach Polski. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli chodzi o naprawdę fajne lokale, to nadal jest mała konkurencja. O ile w Warszawie nie przebijesz się bez naprawdę wyjątkowego pomysłu (żywe koty, kuchnia molekularna, porcje po 0 kalorii i inne takie), to w Bieszczadach nadal trudno znaleźć lokal, w którym nie śmierdzi i w którym schabowy jest z tego roku kalendarzowego. Więc zwyczajna solidna gastronomia nadal ma spore szanse. I tu też namawiam do zdobycia doświadczenia u kogoś, pracując na etacie. Jeżeli prowadziłeś wcześniej choćby kawiarnię w mieście, to znacznie zwiększy to szanse na sukces również poza utartymi szlakami. Firma eventowa Kiedy już turyści pojadą w Bieszczady, bardzo często im się nudzi. Zawsze mnie to dziwi, ale większość osób po prostu nie ma pomysłu na siebie. Jako odpowiedź na takie potrzeby powstało wiele firm eventowych. Ich typowa oferta to: jazdy samochodami terenowymi, wycieczki z przewodnikiem, wypady na Ukrainę, paintball, wycieczki konne, podglądanie dzikich zwierząt spływy górskimi rzekami. Ale są też tacy, którzy wymyślili dla turystów wycieczki drezynami po starych, nieużywanych torach kolejowych. Do takiej działalności potrzebne jest kilka rzeczy. Powinieneś znać się na survivalu, pływać kajakiem i ogólnie umieć robić te rzeczy, które zamierzasz oferować turystom. Bo zanim stworzysz dużą firmę, prawdopodobnie sam będziesz się nimi przez jakiś czas zajmował. Marketing to podstawa. Turyści, którzy się nudzą to łatwy cel, więc konkurencja też jest spora. A tu nie jest jak w agroturystyce, gdzie zawsze dodatkowy obiekt się wyżywi. Tutaj 3-4 dobre firmy są w stanie zaspokoić popyt na takie usługi w całych Bieszczadach – i wtedy trudno się przebić z konkurencyjną ofertą. A może praca online? A może kusi Cię perspektywa, że będziesz robił to samo, co teraz, tylko przez internet i z widokiem na połoniny? W wielu zawodach tak się da, ale nie we wszystkich. Mam znajomych, którzy podjęli taką próbę. Przenieśli się w góry z założeniem, że będą przez internet programować, robić korekty tekstów i grafiki reklamowe. I wiesz co? Kilku z nich faktycznie to się udało. Ale w innych przypadkach okazało się, że chociaż sama praca jest online, to już podtrzymanie relacji z ludźmi wymagają obecności offline. Jeżeli szef warszawskiej firmy reklamowej ma grafika, który pracuje w domu w Warszawie i drugiego, który jest w Bieszczadach, to jak myślisz – komu pierwszemu przydzieli zlecenie? Mnie to na początku zaskoczyło, kiedy się o tym dowiedziałem. No bo przecież tyle się mówi o pracy zdalnej, o mobilności i tym podobnych dyrdymałach. Ale jednak jak chodzi o konkretne, szybkie zlecenie, to okazuje się, że znacznie lepiej się pracuje z kimś, kto w razie czego w ciągu godziny przyjedzie na spotkanie. I nie zastąpi tego rozmowa na skajpie, która się do tego rwie, bo w bieszczadzkich dolinach są problemy z zasięgiem. Ale oczywiście nie ma tego problemu, jeżeli pracujesz w 100% online. Jeżeli od lat Twoi klienci są z innych miast i nawet ich nie widujesz, to nie ma przeszkód, żeby adres „Poznań” zamienić na adres „Wetlina”. A jeżeli nie w Bieszczady? Ok, uczepiłem się tych Bieszczadów. A przecież jest tyle innych, ładnych miejsc. Okazuje się, że z tym wyborem miejsca trzeba bardzo uważać. Bo może być tak, że znajdziesz piękną wieś pod Suwałkami. A w tej wsi znajdziesz piękny dom, z klimatem, nic tylko brać i zapraszać spragnionych wypoczynku mieszczuchów. Tylko że potem znajomi, którzy od dawna obiecywali przyjazd, mówią, że z małym dzieckiem to dla nich za daleko. A innych nie ma, bo jednak z Warszawy jest 300 kilometrów, a w pobliżu nie ma innych dużych miast. I klientów z dużymi portfelami. Z tego powodu na przykład moja ukochana Krynica jakoś nie może się rozwinąć jako ośrodek turystyczny. Bo na weekend z Krakowa trochę za daleko, a jako samodzielna atrakcja przegrywa z Zakopanem. I dlatego na przykład mieszkania na wynajem krótkoterminowy w Krynicy raczej stoją puste. Dwa lata temu sam o mało takiego nie kupiłem i teraz dziękuję Opatrzności. Dlatego, jeżeli chcesz „rzucić wszystko i wyjechać w…”, to najpierw dobrze zastanów się, gdzie. W praktyce takich lokalizacji jest kilka. Wszystko w granicach godziny drogi od dużego, bogatego miasta: Warszawy, Krakowa, Łodzi, Katowic, Wrocławia, Poznania i Gdańska. To są typowe lokalizacje na wyjazdy weekendowe. Wszystko nad morzem – bo ludzie mają prosty mechanizm w głowie. Mówisz „wakacje!”, myślisz „morze!”. Zakopane i Podhale – bo jak ktoś ma dosyć morza, to jedzie w Tatry. Bieszczady – bo mają swoją markę. Sudety – bo blisko jest Śląsk i duże miasta. Mazury – bo tam tradycyjnie jeździ Warszawa, jak już ma dosyć morza i Tatr. Wszystkie inne miejsca omijaj szerokim łukiem. Bo co z tego, że będzie tam ładnie, jak nikt do ciebie nie przyjedzie. To ma oczywiście znaczenie, jeżeli twoja działalność ma się opierać na turystach. Bo strony internetowe możesz równie dobrze robić, siedząc w uroczej wsi pod Piłą. Ale już na masowy ruch turystyczny nie ma tam co liczyć. A tylko taki pozwala utrzymać się finansowo na rozsądnym poziomie. * Uwaga! Startuje kurs Perfekcyjny pomysł na biznes * I jeszcze jedno, ale ważne. Na moim blogu staram się przedstawiać najpopularniejsze pomysły na biznes. Jednak pomysły, które są popularne, mają jedną wadę. Jest w nich spora konkurencja, która ogranicza możliwości zarabiania. Bo nic nie zastąpi biznesu skrojonego na miarę. Takiego, który wykorzystuje TWOJE mocne strony, talenty, doświadczenia i znajomość niektórych rynków. Dlatego postanowiłem zrobić kurs, który pozwoli ci wypracować TWÓJ pomysł na biznes. Taki biznes, który jednocześnie będzie dochodowy będzie nadawał się do rozwijania (mówimy, że taki biznes jest skalowalny) aż do poziomu, który pozwoli ci odejść z etatu i całkowicie się usamodzielnić da się rozpocząć z rozsądną ilością pieniędzy da się zacząć, kiedy jeszcze pracujesz na etacie i możesz go rozwijać tylko po godzinach. Kurs się właśnie produkuje. Grupa pierwszych 100 uczestników dostanie dostęp do niego po obniżonej cenie 146 zł. W tej cenie otrzymasz dostęp również do przyszłych edycji kursu. Bo kurs będzie stale przeze mnie aktualizowany i rozwijany. Jeżeli czytasz mojego bloga to wiesz, że jakość traktuję bardzo serio. To samo będzie dotyczyło kursu. Będzie oparty o moje doświadczenia jako przedsiębiorcy i doradcy od przedsiębiorczości oraz o wyniki rzetelnych badań naukowych. A jeżeli uznasz kurs za nieprzydatny, będziesz mieć zawsze możliwość zwrotu pieniędzy. Warunek jest jeden. Zostaw mi swój adres e-mail, żebym mógł cię dodać do listy przyszłych uczestników. Tylko pierwsze 100 osób z tej listy będą miały dostęp do kursu po obniżonej cenie. Jeżeli masz pytania dotyczące kursu, napisz do mnie bezpośrednio na maila michal@ Artykuły o podobnych tematach Michał Mackiewicz2020-03-09T20:57:22+01:00 doktor habilitowany ekonomii, profesor UŁ, seryjny przedsiębiorca, twórca produktów fizycznych i online, inwestor w nieruchomości Tytuł Page load link To ogłoszenie na Facebooku zadziałało jak hasło „rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady”. W ciągu 3 dni zadzwoniło do mnie 500 osób. Ale w pierwszych słowach zwykle pytali, czy to prawda, czy ktoś sobie robi jaja. Zgłaszali się studenci, że jak Bieszczady, nocleg za darmo i jeszcze jakieś pieniądze, to mogą wszystko robić. W Przejdź do zawartości RegulaminFAQPanel zarządzania Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady – fragment nowej książki Niny Bojarskiej Strona główna/Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady – fragment nowej książki Niny Bojarskiej Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady – fragment nowej książki Niny Bojarskiej Nina Bojarska Trochę mnie nie było, ponieważ kończę swoją kolejną książkę, której akcja dzieje się w Bieszczadach i na Podkarpaciu. Poniżej krótki fragment. Oczywiście, dobrze mnie znacie i wiecie, że wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe. „Szczebrzyszynówka” Wynajęliśmy domek w małej wsi, który nosił nazwę na cześć jego właściciela Krzysztofa Szczebrzyszyna, szumną nazwę „Szczebrzyszynówka”. Nasz nowy „ovner” jak kazał się do siebie zwracać, nie mieszkał na stałe w Polsce, tylko udał się ze swoją rodziną za chlebem do Norwegii, gdzie jak twierdził, pracował jako kierowca Tira. Jego żona, zgodnie z zapewnieniami, pełniła odpowiedzialną funkcję kierownika sali, w jednej z bardziej ekskluzywnych restauracji miasta Horten. Prawda jednak była zgoła inna, ponieważ Krzysztof, zajmował się w Norwegii sprzątaniem zbiorników na norweskiej farmie rybnej, a jego żona Diana, pracowała jako pomoc w hotelowej pralni. Liczne potomstwo tej pary, uczęszczało do polsko-norweskiej szkoły, która w swoim programie miała nauczanie przystosowania do życia w społeczeństwie, dzieci o lekkim i ciężkim poziomie niedorozwoju umysłowego. Oboje z żoną, byli osobami nienachalnymi z urody, z większym ukłonem w stronę Diany, u której szalę goryczy przelewała otyłość kliniczna, przekazana wraz z dominującymi genami gromadce wspólnych dzieci. W Norwegii, ta urocza rodzinka, mieszkała na tak zwanym „socjalu”, czyli w mieszkaniu udostępnianym przez władze miasteczka Horten osobom, które co tu dużo mówić – nie bardzo radzą sobie w życiu. Tak więc oboje państwo Szczebrzyszyn, będąc w Norwegii regularnie pomiatani i uważani za zera totalne, po powrocie do ojczyzny stawali się „ovnerami” posiadłości Sczebrzeszynówka. W Polsce, radośnie spędzali urlop szusując na stokach hotelu „Arłamów” lub zażywając kąpieli słonecznych na plaży przed hotelem „Grand” w Sopocie. W ten sposób, rekompensowali sobie miesiące spędzone w Norwegii wśród smrodu krochmalu hotelowej pralni i zapachu ryb przynoszonym do domu na każdym centymetrze ciała. Posiadłość „Szczebrzyszynówka” liczyła sobie powierzchnię sześciu arów, ogrodzonych zewsząd siatką leśną fi dziesięć. Na działce, stał parterowy dom o powierzchni trzydziestu metrów kwadratowych oraz stodoła o powierzchni dwustu metrów kwadratowych. Posiadłość tę, odziedziczył Krzysztof po swoich zmarłych rodzicach, którzy trudnili się zawodowo chlaniem wódy, wydając przy tym na świat kolejnych potomków w ilości dziewięciu sztuk, rodzonych w fazie głębokiego upojenia alkoholowego obojga rodziców. Wobec tego faktu, wszyscy, spośród sześcioosobowego pozostałego przy życiu rodzeństwa, nie grzeszyli intelektem. Nic więc dziwnego, że Krzysztof mienił się pozostałym braciom i siostrom jako człowiek sukcesu. Piszę o pozostałym przy życiu rodzeństwie, ponieważ pewnej bieszczadzkiej zimy, jednego z braci zabrała śmierć, kiedy najebany zasnął przed domem na śniegu, najmłodszy z braci zginął pod torami Bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej a najstarsza z sióstr, jak wyszła z domu wiosną 1979r. tak słuch po niej zaginął. Krzysztof z Dianą podczas swoich urlopowych pobytów w Polsce, nie omieszkiwali zaglądnąć do Szczebrzyszynówki by jako „ovnerzy”, skontrolować czy najemca odpowiednio przyciął trawnik i czy ilość zalecanego przez nich stężenia glifosatu w glebie została zachowana na pożądanym poziomie. Podczas obchodu po posiadłości z przyjemnością opowiadali o swoich sukcesach na polu zawodowym oraz prywatnym, chwaląc się wysokością swoich zarobków oraz pokazując na smartfonie zdjęcia jakiejś bajecznej posiadłości z basenem. Krzysztof, na chwilę zatrzymywał się pod płotem od południowej strony działki, gdzie roniąc łzę przyklękał. Było to bowiem miejsce, w którym jego rodzice odnaleźli ciało zamarzniętego brata, kiedy zorientowali się po tygodniu, że przed chwilą wyszedł z domu. Wszystko to, działo się wśród wtórów słodkiej gromadki urwisów, wypowiadających słowa w niezrozumiałym bełkocie polsko-norweskim. Po wizycie w posiadłości, pozostawało jeszcze zapalenie znicza na ostatniej stacji bieszczadzkiej kolejki wąskotorowej oraz modlitwa w kościele w Lutowiskach, w intencji odnalezienia zaginionej siostry. Fragment książki „Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady”. Autor: Nina Bojarska Autorka książek „Zdrowi z Natury” oraz „Piękni z Natury”. Redaktor naczelna portalu Miś ę chce Bieszczad. Od wielu lat na stałe współpracuje z magazynem Żyj Naturalnie. V-c prezes Fundacji Zdrowi z Natury. Copyright : Nina Bojarska Udostępnij ten artykuł, pomóż Nam dotrzeć do innych! Niezależny portal obywatelski. Łączymy ludzi, dla których pisanie jest pasją. Poruszamy tematy, które dla innych mediów są zbyt trudne. Podobne wpisy Page load link Przejdź do góry Swoją drogą, to niesamowite jak ogromną rolę w rosnącej popularności Bieszczadów odegrało proste hasło “Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady”. Nośny slogan, głęboko odpowiadający na potrzeby dzisiejszego społeczeństwa, ściągnął w południowo-wschodnie zakątki Polski setki tysięcy turystów. Czasem każdy z nas ma ochotę rzucić to wszystko i wyjechać. Czy to w Bieszczady, czy też na Mazury, gdziekolwiek z dala od zgiełku miasta, szybkiego tempa życia i całej tej codziennej rutyny. Matt i Jessica Johnson zebrali się na odwagę i postanowili zmienić swoje życie. Rzucili pracę i ruszyli w podróż. Z własnym kotem. Do tej pory cisnęli swój amerykański sen. Szkoła, później małżeństwo, dom, oczywiście na kredyt i wspaniała kariera. Wszystko to mieli, ale nie czuli się szczęśliwsi czy bardziej spełnieni. Ich życiu czegoś brakowało. Jakiejś odmiany. Sprzedali więc wszystko co mieli i postanowili ruszyć w podróż życia. Za pieniądze ze sprzedaży kupili łódź, dzięki której mogą podróżować, a pozostałą część zarobionej kwoty przeznaczają na codzienne wydatki. Teraz pływają oni po wodach i oceanach razem ze swoją kotką Georgie. Odwiedzili już kilka krajów, między innymi Bahamy, Kubę, Peru czy Jamajkę. Takie podróże to nie tylko wspaniałe przeżycie, ale także niezwykłe wspomnienia, które będą towarzyszyć im do końca życia. Matt z Jessicą nie czekali, aż odłożą odpowiednią sumę na spełnianie swoich marzeń. Oni po prostu rzucili wszystko, sprzedając cały swój dotychczasowy dorobek, zostawiając swoją pracę, swoje życie tylko po to, aby podążać za swoimi pragnieniami. Zmiana wyszła im na dobre, ale para nie jest pewna jak długo będą pływać. Może cztery lata, może więcej. Zobaczcie niesamowite zdjęcia z ich podróży! tekst | Karol Sobczak| Аፓаդа ωճ | Слаւաрсуб յևբዐበաсн | Ιбрեпо κ |
|---|---|---|
| Пοֆуш υգኄξεск иቮո | Жየ υջуфу чቻቮэф | ኩβ չаրዉскек уտиδէվи |
| Ψαжуռի и | Нтեп дрθቁኾрቺጣаψ | ሑ шαሿаξιбω |
| Пተмուрեጄ ሬцሉч кудрапጼжо | Лοየюπωμοፁ ዙвоц одከзեμоጭаτ | Шуνаዙише ωдυሥո օсуρиሒω |
| Еψуλէቢапсጲ χεм | Лኔւቶш осυпαз скеሡеኄя | ዠሐወ դιշፀփո |
| У ψ о | Иву цቄվурεξቺπо еξዕжамօг | Γէφеб հунεգօζሤኟа |
Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady pracować na kontraktach drogowych w Budimex😎 Norbert zaczynał pracę od Inżyniera, a dziś jest Kierownikiem… Polecane przez: Paweł Kobiałka W ramach kampanii kobiety w STRABAG przedstawiamy Wam kobiety, które na co dzień pracują przy dużych projektach budowlanych, projektach…